Jakiś czas temu wspominałam na blogu, że karmię Olę mlekiem modyfikowanym i przy najbliższej okazji opowiem Wam historię co było tego powodem. Postanowiłam więc przedstawić naszą burzliwą drogę od kp do mm z wiedzą i faktami na temat karmienia piersią.
Ola przyszła na świat przez cesarskie cięcie. Od początku byłam zwolenniczką naturalnego porodu, ale niestety sytuacja wymogła nieco inny przebieg wydarzeń. Od razu godzinę po porodzie, pierwsze mleko czyli siara poleciało kropelkami do Oli. Po operacji byłam bardzo obolała. Do tego doszedł szok oraz milion pytań w głowie. Córkę ponownie przynieśli mi po 10h, od razu do cyca, na leżąco. Jak się przyssała do prawej piersi to puściła dopiero po 45 min. Nigdy tego nie zapomnę, cudowne uczucie. Pomimo tego, że tak fajnie zaczęła się przygoda z karmieniem, Ola miała problem z odpowiednim ssaniem. Wynikało to z lekkiego odchylenia główki, spowodowanego ułożeniem w brzuchu. Kwestią czasu i odpowiedniego układania był powrót odpowiedniej linii głowy. Dzisiaj jest to w pełni skorygowane. Podczas całego pobytu w szpitalu, córkę dokarmiono mm 3 razy. Karmienie piersią w dalszym ciągu odbywało się na leżąco. Nie mniej jednak chciałam karmić w innej pozycji, popularnej klasycznej na siedząco. Tu zaczęły się schody. Pomijam fakt, że ból po cc mi na to nie pozwalał, ale Ola w trakcie karmienia była bardzo niespokojna. W szpitalu niestety nikt mi nie pokazał jak odpowiednio do wady córki, przystawiać ją do piersi, aby ssanie było skuteczne. Cały pilotażowy program karmienia przedstawiła nam położna środowiskowa w domu. Od razu zauważyła dysfunkcję w karmieniu i rozpoznała jego przyczynę. Przygotowanie pozycji i kp wyglądało dość skomplikowanie. Dla mnie stos poduszek pod głowę, płaska poduszeczka dla Małej plus wałek pod plecki, aby się nie odchylała. W takim ułożeniu spędzałyśmy sporo czasu, a trzeba było zmieniać pierś. Na samą myśl o rozpoczęciu całego "procesu" przełożenia córki na drugą stronę ogarniała mnie frustracja i złość. Sądziłam, że to przeze mnie Oli tak ciężko ssać. "Pewnie źle leżałam w ciąży, za dużo aktywności, coś zrobiłam nie tak" - myślałam. W głowie ciągle miałam obawę, że malutka się nie najada, dlatego na noc podawałam jej mieszankę (BŁĄD!!!). Budziła się zwykle o 1 i resztę nocy spędzała przy cycu. Trochę podjadała, pospała, pomarudziła. Z czasem ta pozycja przestała być komfortowa dla Oli. Blisko po dwóch tygodniach przerzuciłyśmy się na pozycję klasyczną siedzącą. Położna środowiskowa uznała, że już można. Dostrzegła, że córka prawidłowo ssie. Zmiana karmienia przyniosła za sobą nowe problemy. Mój mały niemowlak zaczął się bardzo wić przy piersi, wypluwać ją, płakać. Raz karmienie trwało 3 min po czym zaczynała się nerwówka, a innym razem nie schodziła z piersi nawet 1,5h. Wspólnie z mężem rozkładaliśmy ręce z niewiedzy. Czytaliśmy sporo artykułów, aby znaleźć przyczynę. Położna nie potrafiła odpowiedzieć rzeczowo na nasze pytania. Jej zalecenia dotyczyły nieustannego przystawiania dziecięcia do piersi, zmieniając je co 15 min. Kazała także podnosić małą do odbicia, odstawić nocne karmienie sztucznym mlekiem i odwiedzić doradcę laktacyjnego. I wiecie co... Myślałam, że położna gada bzdury, że znam swoje dziecko lepiej i wiem, że SIĘ NIE NAJADA (głupia ja). Nie chciałam przestać karmić piersią więc w ruch poszedł laktator, przeklęty laktator, który utwierdził mnie w jeszcze większym, BŁĘDNYM przekonaniu, że nie mam pokarmu (ściągałam raptem 30ml na 1h). Zapomniałam dodać, iż sugerowałam się historią mojej mamy, która twierdziła, że nie miała pokarmu od początku, dlatego podawała mi i rodzeństwu mm. I tak zaczęła się u nas jedna butelka w ciągu dnia, potem druga, trzecia, czwarta i Ola po drugim miesiącu życia całkowicie przeszła na mleko modyfikowane. Wyrzuty sumienia miałam OGROMNE. Czułam się jak wyrodna matka i wylałam przez to morze łez. Jednak kiedy widziałam najedzone i spokojne dziecko to kamień spadał mi z serca. Co wiem dzisiaj?! To, że popełniłam błąd. Myślałam, że jestem mądrzejsza niż specjaliści. Nie ma czegoś takiego jak brak pokarmu w piersiach. To mit. Mamy go tyle ile potrzebuje dziecko, a jeśli chcę się pobudzić laktację to należy przystawiać dzidzię jak najczęściej. Kp na żądanie mamy i dziecka. Laktator nie jest wyznacznikiem ilości pokarmu! Jest on niemiarodajny. Dziecko inaczej stymuluje pierś niż to urządzenie. Twoja mama nie miała pokarmu, Twoja siostra czy babcia również, to Ty też pewnie nie będziesz miała... kolejny mit. Mleka w piersiach się nie dziedziczy. Tu genetyka nie ma nic do rzeczy. Dziecko jest niespokojne przy karmieniu? Normalne, może mieć skok rozwojowy, boli go brzuszek, chce odbić, chwilę odpocząć, może tak ssie, że pokarm szybko leci. Spróbuj wtedy uspokoić dziecko, a jeśli są to brzuszkowe problemy to ciepły okład, masaż lub probiotyk. Jeśli nie mija to warto zgłosić się do lekarza. Maleństwo ciągle wisi na cycu, a Ty nie możesz nic zrobić? Jesteś jedyną osobą, którą zna, przy Tobie czuje się bezpieczne. Pierś to nie tylko żywienie, to ochrona, cisza, spokój, miłość, harmonia.
Moja droga, kp to nie liczny przykład jak wiele matek ma z tym dzisiaj problem. Są mamy, które mają inne bariery związane z naturalnym karmieniem. Ja wiem jedno, przy kolejnym dziecku nie poddam się, będę walczyła jak lwica i każdy problem skonsultuje z DORADCĄ LAKTACYJNYM. Boli mnie tylko, że w naszym kraju gdzie jest tylu specjalistów, nie stworzono sprawnego programu propagującego karmienie piersią i nie mówię tu o zachęcaniu, ale przede wszystkim o rozwiązywaniu kłopotów matek takich jak ja, które szybko uciekają do mm, bo zwyczajnie nie mają wiedzy, co ważniejsze także wsparcia. A każda świeżo upieczona mama, którą napotyka wątpliwość przy kp często gęsto zagląda do Internetu. Trafia na różne fora, czyta opinie i pośród tak wielu zdań na nie, przebija się tylko namiastka tych na TAK. Karm naturalnie. Ze swojej strony polecam grupę EDUKACYJNĄ na facebooku "Od ciąży po macierzyństwo". Jest to jedyne miejsce, gdzie na Wasze pytanie odpowiedzą specjaliści i zawsze są to odpowiedzi mające na celu dobro Twojego dziecka, a nie dobro swojego portfela. Robią to dobrowolnie, z przyjemnością. Dzięki nim wiem, jakie błędy popełniłam i jak sobie radzić z nimi w przyszłości.

wspolczuje, mi tez bylo ciezko na poczatku bo mala ssac nie chciala denerwowala sie plakala. mężowi bylo jej szkoda i kazal dokarmiac ja sie uparlam i radzilam sie poloznej sporo i sluchalam mamy ktora tylko pol roku mnie karmila (bo wrocila do pracy) no ale wiedziala ze mi zalezy na kp. dalam pare razy mm bo tez myslalam ze brakuje mleka nie mialam takiej wiedzy jak teraz. szedl w ruch laktator i dawanie z butelki ale ile mozna wisiec na laktatorze. duzo psuje stres bo gdy byla polozna mala ladnie jadla a jak poszla to stresowalam sie i byo zle. ale minelo troche czasu i laktacja ustabilizowala sie i karmie do dzis juz 10 miesiac idzie. byly bledy typu podawanie mm ale czlowiek uczy sie na bledach
OdpowiedzUsuńMialam identycznie. Gadanie mamy, siostry. Presja otoczenia. Mała karmilam 3 miesiace, w 4 miesiacu cyc byl tylko popitka. Drugi raz tego bledu nie popelnie
OdpowiedzUsuńzeby kazdy tak szybko sie poddawał to malo która kobieta by karmila piersia. jest mały odsetek kobiet ktore nie mogą karmić reszta to lenistwo , bo troche jednak na poczatku pracy trzeba w to włozyc. podobno 12 tygodni laktacja sie stabilizuje a dziecko tez na poczatku nie umie ssac dobrze mimo ze odruch ssania ma od wieku prenatalnego. warto isc do poradni latacyjnej lub chociaz prywatnie do dr Florczyk. trzeba duzo cierpliwosci i nie poddawac sie
OdpowiedzUsuń